Do „Ballady o trzęsących się portkach” K.J. Gałczyńskiego 18.II.2005 Zjawa w lesie Szedł razu pewnego, Sam, a nie z kolegą, Człowiek przez las. Gdy wszedł do lasu środka To taki pech go spotkał Że wszedł w śnieg po pas. I ugrzązł w tej zaspie, Zasapał się strasznie, Nie umiał z niej wyjść. Czy ktoś ciemną nocą Do niego z pomocą Zechce tu przyjść? Aż tu nagle z nikąd Ku jego głośnym krzykom Przybyła zjawa. Bohater nasz pobladł, Prawie w depresję popadł, Myślał: „głupia sprawa”. W tym śniegu stoję, Strasznie się boję I nie wiem jak zwiać. W czasie tej trwogi Za pas moje nogi Musiałbym brać. Chłop z nerwów się spocił Z zaspy wyskoczył Jak mógł - tak wiał. Chyba miał coś na sumieniu Bo z duszą na ramieniu Ile sił uciekał. Nie zdążył skręcić w lewo I uderzył łbem w drzewo Aż upadł na ziemię. A zjawa jego śladem Dążyła za obiadem, Nie była bita w ciemię. Tylko się światła bała Jak mogła – unikała, Bo zdrowiu jej nie służy. Chłop z ziemi się podnosi I o litość ją prosi Bo wcale nie jest duży. „Nie najesz się mną przecież” tak chłop zjawie plecie „a jeszcze ci zaszkodzić mogę”. Zjawa machnęła ręką, Bo miała dość tych jęków: „idź chłopie, krzyż na drogę”. Bartek Szeferowicz